wtorek, 28 sierpnia 2012

i'm mentally dating you


no niesamowicie mnie ten tekst rozbawił ... szczególnie, że jakoś pasuje chyba do mnie
dziś w tej sytuacji, w takiej konfiguracji, tak jak dziś jak teraz gdy widzę siebie przez pryzmat moich żenujących wyczynów na przestrzeni ostatnich dwóch, może trzech lat ....


pisała do mnie znowu ... zaczepiłem i zareagowała ...



trochę jakby świat mi się wywraca do góry nogami. napisałem od czapy tak, ale to w ogóle pikuś, bo nie o tym dziś chciałem ... lepiej jest jeszcze...

otóż postanowiłem - mimo, że talentu kurwa do tego nie mam zupełnie - sprawdzić ją.

Zapytałem kilku osób, czy ją znają sprawdziłem wspólnych znajomych i bum. trafiłem.

Co się okazało? Otóż okazało się że to nie tylko ze mną raz na jakiś czas się umówi na spacer, do knajpy, czy do kina. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że wrażenia wszystkich są dokładnie takie same jak moje. Spotykamy się, jest cudownie i ona znika.

bez sensu ...

miałem grzeczny być ... nie udało się - popłynąłem i jakoś mając wiedzę którą mam jakoś nie żałuję. Przynajmniej nie żałowałem gdy zaczynałem pisać to zdanie, bo teraz myślę już trochę inaczej ...

Czy można zdefiniować rozczarowanie? Gdzie jest wina jeśli nie było obietnic? Wychodzę z biura w nocy. Nie widzę świata. Mija mi gdzieś między palcami kolejna minuta i ciężko mi już doliczyć się straconych dni. Jak długo można oszukiwać się mówiąc, że wygrałem doświadczenie?

Policzyłem do dziesięciu by się uspokoić. Czwarty kieliszek śliwkowego, chłodnego wina mąci w głowie i nie pozwala zasnąć. Plany są dla tchórzliwych. Dla tchórzliwych, którzy boją się podejmować decyzji. Dziś plan jest jutro BUM i chuj ze wszystkim. Weryfikacja poprzez rzeczywistość. Przemijanie. Dupa. Żyjemy teraz w tej chwili, w tym jednym jebanym momencie i jeśli właśnie ten moment stracimy na rozczulanie się nad przeszłością, to przyszłość nigdy kurwa jakoś cudownie nie objawi nam się w zajebiście cudownych barwach. No nie i koniec. kropka.

Już wiem, że spotkam się z nią w weekend - znam tą grę. Odpisała zarzucając przynętę. Wie, że do niej napiszę. Zagram. Zagram bo to jak z jebanym totolotkiem. Wiesz, że jest osiemnaście baniek, wiesz, że nie wygrasz, ale idziesz i kupujesz ten pieprzony kupon. Czy miłość jest jak wygrana na loterii? Ale bez romantycznego pieprzenia - szczerze pytam?!

Jeśli prawdopodobieństwo jest podobne to pieprzyć to.



Zagram z Tobą kochana. Poczuj jak może być - poczuj to znowu ...

wiem jak to się skończy ... tęskniłem za Tobą tak długo, że w końcu zrozumiałem, że Ty nie tęsknisz za mną .... i zapomniałem ... zapomniałem jak byłaś dla mnie ważna.

Dziś nie było o dymaniu. Sorry. Rozczarowanych odsyłam do wieczornych pozycji telewizji satelitarnej - fuck you.

kurwa Ty już nawet nie jesteś brunetką. co to za jazda jest w ogóle...?

chyba Cię kocham

7 komentarzy:

  1. Owszem, miłość ma wiele wspólnego z totkiem. Istnieje też jednak podstawowa różnica - miłość to nie przypadek, a DECYZJA, mój miły panie ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skasowałam, bo chyba nie powinnam napisać tego co napisałam. Miłość czasem to wielki przypadek, a decyzja to to, co z nią zrobisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.beatapawlikowska.com/diary,list,3291.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Tęskniłem za Toba tak długo że w końcu zrozumiałem że ty nie tęsknisz za mną...
    I tak właśnie mam.. Tylko z facetem,który gra identycznie jak Twoja ukochana.
    Nie było obietnicy,nie ma winy
    Były gesty,słowa pocałunki...

    A potem..

    Z miłością nie wiem jak jest
    ona się po prostu przytrafia... Nie zawsze dwóm osobom równocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój love story. Wchodzę codziennie, a tu nic!! L.

    OdpowiedzUsuń
  7. Masochista perfekcyjny z Ciebie... Rozumiem, że chcesz zostać mistrzem w tym nurcie... ;)

    OdpowiedzUsuń